niedziela, 2 czerwca 2013

Sześć.



                - Jeszcze pięć minutek - wymamrotała Chiara przez sen, w podświadomości wiedząc, że zaraz zadzwoni budzik, bezlitośnie zabierając ją z objęć Morfeusza. Miała rację. Po chwili dało się słyszeć głośne brzęczenie Inesowego budzika, nastawionego na godzinę siódmą rano. Zakryła głowę poduszką, próbując ukraść choć dwie minutki snu. Bezskutecznie.
                - Wstawaj, śpiochu! - krzyknęła Ines, ciągnąc ją za prawą nogę. Sama była już przyodziana w swój zwiewny szlafrok, a na stopach miała puchate, beżowe kapcie. - Ale już! Jest piękna pogoda, nie możemy jej zmarnować! - krzyknęło dziarsko, doskakując do zakopanej w pościeli Vivienne.
                - Wal się - burknęła Chiara, na nowo przykrywając głowę poduszką. - Pada. I jest zimno.
                - Wcale nie pada. Wstawaj, bo spóźnimy się na śniadanie - odparła Ines, wciągając na grzbiet białą koszulę od mundurka szkolnego.
                Chiara burknęła coś niewyraźnie. Ines machnęła ręką i popędziła sprintem do łazienki, aby doprowadzić się do porządku.
                Kłótnia, która miała miejsce wczorajszego popołudnia, została już dawno zażegnana. Ines, która nie potrafiła gniewać się na kogoś zbyt długo, natychmiast po zajęciach zaczęła pocieszać Chiarę, wmawiając jej, że jest świetna z eliksirów i nie ma przejmować się głupimi docinkami. Panna Walker dąsała się jeszcze jakiś czas, ale kiedy Vivvie zaproponowała wypad do kuchni, gdzie skrzaty przygotują im coś smacznego do jedzenia, natychmiast się rozchmurzyła, a waśnie zostały doszczętnie zażegnane. I znów wszystko było jak dawniej...
                Vivienne wyskoczyła z łóżka jak oparzona, z rozpędu potykając się o kłębek ubrań leżących na podłodze. Z hukiem runęła na dywan, boleśnie obtłukując sobie łokieć.
                Ines wychynęła z łazienki ze szczoteczką do zębów w buzi i parsknęła śmiechem na widok przyjaciółki rozciągniętej na podłodze.
                - Się potknęłam - burknęła rozeźlona dziewczyna, próbując wyplatać się z kłębka ubrań.

                Zaczarowane sklepienie jak zwykle ujawniało pogodę panująca na zewnątrz. Tym razem niebo było obiecująco błękitne i nie spowijała je ani jedna chmurka. Ines miała rację - pogoda była piękna.
                Przy stole Ślizgonów siedziało już mnóstwo osób, zajętych rozmową i pochłanianiem śniadania. Gwar niósł się po całej Wielkiej Sali, dopóki Dumbledore nie wstał z miejsca i skierował się ku mównicy. Nagle dookoła zapanowała błoga cisza. Chiara przymknęła oczy. Jak cudownie.
                Wszyscy spojrzeli w skupieniu na dyrektora szkoły, który stał na wysokim podeście, omiatając swym dobrotliwym uśmiechem całą Wielką Salę. Co też mógł chcieć ogłosić z samego rana, pewnego wrześniowego dnia?
                - Moi mili - jego głoś poniósł się echem po całym pomieszczeniu. Ostatnie szepty umilkły; wszyscy patrzeli na dyrektora szkoły z niemym zainteresowaniem i wyczekiwaniem. – Mam dla was bardzo ważną wiadomość i proszę o pilne wysłuchanie jej. – Odchrząknął, rzucając miły uśmiech w stronę stołu Gryffindoru. - Do murów naszej szkoły przybył nowy uczeń. Pochodzi z Rosji, gdzie urodził się i wychował, więc nie zna tutejszych obyczajów. – Wszyscy rozejrzeli się dookoła, jakby nagle chłopak miał wyskoczyć spod stołu. - Nazywa się Dmitrij Budarin i Tiara Przydziału przydzieliła go do Gryffindoru. Będzie uczęszczał na siódmy rok – mówił dalej, nie zwracając uwagi na małe zamieszanie, jakie powstało po jego pierwszych słowach. Głos miał spokojny i miły, jak zwykle emanował spokojem ducha i pokorą. - Sprawcie, aby czuł się w Hogwarcie jak najlepiej - zakończył, siadając z powrotem na swoim miejscu za stołem.
                Zza rogu wyszedł młody, wysoki chłopak. Miał posturę prawdziwego byka – był mocno umięśniony i dobrze zbudowany. Wyglądał jak ktoś, kto całe życie przepracował w kopalni węgla. Miał szerokie barki i wielkie łapska, na których widocznie odznaczały się żyły. Ostre rysy twarzy przykuwały uwagę. Podłużna szrama na lewym poliku świadczyła o tym, że jego życie nie należało dotychczas do lekkich lub, że uległ jakiemuś wypadkowi. Ciemne włosy okalały jego srogą twarz, a czarne oczy błyskały ponuro. Wyglądał jak zbój.
                Chiara spojrzała na niego z niechęcią. Kolejny parszywy Gryfon. Kolejny odważniak, który za wszelką cenę będzie próbował przynieść chwałę swemu nowemu domowi. Prychnęła rozjuszona. Spoglądała na niego, jak siedzi teraz przy stole, zapoznając się z jakimś cherlawym blondynkiem, siedzącym na przeciwko.
                - Widzicie to ciało? - rozmarzyła się Vivvie, patrząc na Rosjanina maślanymi oczyma. Chiara mogłaby przysiąc, że czarnowłosa już knuje, jakby zdobyć serce tego Budarina. Jeszcze bardziej się wściekła. Denerwowało ją w Vivienne to, że była tak zachłanna. Brała każdego chłopaka po kolei, łapała go w swe macki i nie chciała puścić. Kiedy on już naprawdę się w niej zakochał, ona bezpretensjonalnie wyrzucała go ze swego serca.
                Zacisnęła zęby, aby nie wrzasnąć. A miała na to niesamowitą ochotę. Zamknęła oczy, próbując się uspokoić. Już widziała, jak panna Corney próbuje flirtować z tym młodym Rosjaninem, jak kradnie jego serce pod oburzonymi spojrzeniami zazdrosnych Gryfonek.
                Przerażona otworzyła oczy, zdając sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy. Uszczęśliwiona, spojrzała na Vivienne triumfalnie.
                - Przecież on jest Gryfonem! - krzyknęła zwycięsko, jakby co najmniej odkryła Amerykę.
                Czarnowłosa patrzyła na nią nic nierozumiejącym wzrokiem. Uniosła wysoko czarne brwi.
                - No i? - spytała, przewiercając Chiarę wzrokiem.
                - G r y f o n e m. To nasz wróg! A wrogów trzeba niszczyć! - krzyknęła. W jej stalowym oczach pojawiła się dzika żądza mordu.
                - Znowu to samo - jęknęła Ines, ukrywając twarz w dłoniach. - I co z tego, że jest Gryfonem? To już nie wolno się z nim umówić? - spytała, broniąc Vivvie.
                - Właśnie! - ta poparła ją natychmiast. Obie wpatrywały się w Chiarę jakby ta przefarbowała sobie włosy na zielono, a ona poczuła, jak wzbiera w niej fala złości.
                - Obie dobrze wiecie - zaczęła, ze wściekłą miną patrząc na koleżanki - że na spotkaniu się nie skończy - próbowała silić się na spokojny ton. - Ty - wskazała palcem na Vivienne - będziesz się zachowywać jak wila, zrobisz wszystko, aby go dostać, a ty - wskazała na Ines - będziesz ją w tym gorąco popierać, bo za każdym razem wierzysz, że to ta jedyna, prawdziwa miłość Vivvie! - Wstała od stołu, pochylając się nad dwoma Ślizgonkami, siedzącymi na przeciw niej i opierając dłonie na blacie. - Mam tego dość! - krzyknęła i wyszła z Wielkiej Sali, łokciem potrącając dzbanek z sokiem dyniowym.
                Vivienne i Ines siedziały w osłupieniu, patrząc w ślad, gdzie jeszcze przed chwilą stała Chiara. Obie nie mogły wydusić z siebie słowa. Z ich przyjaciółką działo się coś bardzo niedobrego.


                Spokojna toń jeziora mieniła się srebrzyście, obdarzona hojnie promieniami słońca. Czarnowłosa dziewczyna siedziała nieopodal, ze złością ciskając w wodę kamienie i zakłócając błogi spokój niezmąconej dotąd tafli.
                Zamaszyście odgarnęła czarne kosmyki z oczu, biorąc do ręki kolejny kamień. Podrzuciła go parę razy w powietrzu, myśląc nad tym, co przed chwilą wydarzyło się w Wielkiej Sali.
                Dopiero co miała Michaela. A teraz już czyha na spokojne serce tego Rosjanina. I to jeszcze wroga! Mogła sobie wybrać każdego - Ślizgona, Krukona, Puchona - ale nie, jej wymarzył się parszywy Gryfon! Który ma lojalność, odwagę i szacunek! Który jest przeklętym wrogiem! Cholera, znowu to samo! Znowu będzie zmuszona patrzeć, jak Vivienne dobiera się do nowego chłopaka, używając całej swej urody i mocy, aby mu się przypodobać.
                Cisnęła kamyk do jeziora. Na jego powierzchni pojawiło się kilka falujących okręgów.
                Ile to będzie trwało? Tydzień? Dwa? Góra trzy. Nie więcej. Vivienne nie potrafi wytrzymać więcej niż te kilkanaście nic nie znaczących dni. A potem znów będzie przechadzać się ze zwycięską miną po Hogwarcie, jakby co najmniej wygrała Turniej Trójmagiczny. A ona, Chiara, będzie musiała na to wszystko patrzeć i udawać, że to wspaniale, wprost cudownie, że Vivvie znów bawi się uczuciami innych, bo tak przecież przystoi Ślizgonce, a już tym bardziej, jeśli jest przeklętą pół wilą.
                Nagle bardzo zapragnęła wrócić do domu. Do tej spokojnej przystani, gdzie nie musi się o nic martwić, gdzie mama rozwiewa wszystkie troski i smutki jednym uśmiechem...
                Wzdrygnęła się.
                Czy znowu musi o niej myśleć? Czy choćby przez tydzień nie może wyrzucić jej ze swej głowy, z umysłu, duszy? Na każdym kroku ona się pojawia. Nieproszona. Nie chciała o niej myśleć, nie chciała o niej pamiętać, ale ona wciąż wpraszała się do jej umysłu, wpychała się z tym swoim dobrotliwym uśmiechem, z chęcią niesienia pomocy. Czy nie potrafiła zrozumieć, że ona, Chiara, nie chce już jej pomocy? Że nie potrzebuje jej? Że doskonale radzi sobie sama?
                To wygląda tak, jakby ona cały czas mnie śledziła. Pilnowała mnie na każdym kroku, nie zostawiając mnie ani na chwilę samej.
                Obejrzała się szybko za siebie, gdy usłyszała zbliżające się kroki.
                Rupert.
                Szedł z ważną miną, a blond włosy powiewały mu na wietrze, podobnie jak poły czarnej szaty.
                Bez słowa usiadł koło niej, kierując wzrok za jej spojrzeniem. Siedzieli w milczeniu, aż w końcu Chiara nie wytrzymała.
                - Po co tu przyszedłeś? - spytała, patrząc na jego ostry profil.
                Nie odezwał się od razu. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Dopiero po chwili zdecydował się na jakieś słowo.
                - Żeby dodać ci otuchy - wyznał, nie patrząc na nią.
                Och, doprawdy?!, chciała krzyknąć. Ale nie zrobiła tego. Już dość kłótni na dziś.
                Po co przyszedł? Nie potrzebuje pomocy. Jest dorosła i samodzielna, doskonale da sobie radę sama. Nie musi zachowywać się jak jej matka.
                - Niepotrzebnie - burknęła zamiast tego, odwracając wzrok.
                Nie odezwał się, tylko przysunął bliżej niej. Chciał objąć ją ramieniem, ale Chiara natychmiast go odepchnęła.
                - Rupert, wystarczy - szepnęła, odsuwając się.
                W końcu na nią spojrzał. Jego jasne oczy wyrażały pełną ufność i troskę. Martwił się o nią. Już od pierwszego dnia września zachowywała się niepokojąco. Była bardzo drażliwa i jakaś skryta. Dawna Chiara była otwarta. Tak, miała co prawda ten swój specyficzny charakter, ale nigdy nie kłóciła się aż tyle razy, co teraz. Co mogło się wydarzyć w życiu panny Walker?
                Zapatrzył się w taflę wody, widząc jak wynurza się z niej ogromna kałamarnica. Żałował, że nie wziął nic ze śniadania, aby ją nakarmić. Tak miło byłoby patrzeć, jak stworzenie pochłania kawałki tostów, spokojnie dryfujące na powierzchni jeziora.
                Spojrzał na Chiarę. Ona też patrzyła na kałamarnicę, nie zwracając już uwagi na Ruperta. Pewnie nawet nie zauważyłaby, gdyby odszedł.
                W mgnieniu oka wstał, otrzepał szatę i ruszył w kierunku zamku.
                - Gdzie idziesz? - usłyszał za sobą pełen napięcia głos dziewczyny. Przystanął. Uśmiechnął się lekko, odwracając się twarzą do Chiary. Ona także wstała i patrzyła teraz na niego wyczekująco. Zrozumiał. Chciała przeprosić za swoje zachowanie, ale nie miała na to odwagi, jak to ona. No cóż, trzeba jej pomóc.
                Zbliżył się do niej, patrząc jak mięśnie jej twarzy napinają się.
                - Co się stało, Chiara? Od pewnego czasu zachowujesz się... dziwnie.
                - Nic się nie stało - burknęła, obrażona. Czy wszyscy muszą jej wytykać, jaka to ona niedobra i niewdzięczna? - Czy człowiek nie może czasem mieć złego humoru?
                - Ten twój zły humor utrzymuje się już prawie trzy tygodnie.
                - Nie musisz ze mną przebywać, jeśli tak bardzo ci to przeszkadza - powiedziała obrażona, zakładając ręce na piersi.
                Zaśmiał się. Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jeszcze miał odwagę się śmiać? Cóż, teraz widać jak bardzo zależy mu na przyjaciółce. Jak bardzo przejmuje się jej problemami.
                Widząc jej urażoną minę, zaśmiał się jeszcze głośniej. Bawiła go ta mina obrażonej księżniczki, która nie dostała ukochanej zabawki. Usta ściągnęła zupełnie jak McGonagall, oczy błyszczały jej gniewem, a na czole widniało kilka bruzd zniecierpliwienia.
                - W gruncie rzeczy jesteś bardzo śmiesznym stworzonkiem - dodał, odwracając się na pięcie i ruszając do zamku.
                Chiara stała jeszcze przez chwilę w miejscu, nie mogąc dojść do siebie przez przed chwilą usłyszane słowa. Ona - śmiesznym stworzonkiem?!

~ * ~

                Lekcja transmutacji i tym razem mijała wyjątkowo nieciekawie. Chiara niemal usypiała z nudów, przed półprzymkniętymi oczami mając postać profesor McGonagall w szmaragdowozielonej szacie. Mówiła coś o transmutacji ludzkiej i jej zastosowaniu. Ślizgonka poczuła, jak głowa zaczyna jej strasznie ciążyć i że dłużej już nie wytrzyma tego ględzenia o niczym. Powoli, wciąż wpatrując się w nauczycielkę, złożyła głowę na blacie stolika. Odetchnęła z ulgą. Od razu lepiej.
                Kolejne słowa McGonagall dochodziły do niej z opóźnieniem. Słyszała coraz mniej, a głos profesorki był coraz to mniej wyraźny i czysty. Przymknęła powieki i natychmiast opadła w niebyt.
                Piętnaście minut później obudziło ją mocne szturchnięcie w żebro. Burknęła coś oburzona, wygodniej układając głowę na szkolnym stoliku. Wtedy ponownie poczuła szturchnięcie, a zaraz potem mocny kopniak w łydkę. W mgnieniu oka poderwała głowę, rozglądając się czujnie po pomieszczeniu. Serce waliło jej, jakby przebiegła maraton, a puls bił z niewyobrażalną mocą.
                Usnęła. Znowu na lekcji transmutacji.
                Zwróciła głowę w stronę Ines, która siedziała obok niej. Od ostatniej ostrej wymiany zdań w Wielkiej Sali dziewczyny nie odezwały się do siebie ani słowem. Co jak co, ale Chiara była wdzięczna przyjaciółce za okazaną lojalność. Dziewczyna, dosyć mocno urażona przed kilkoma godzinami przez czarnowłosą, mogła okazać typowo Ślizgońskie zachowanie i nic nie robić sobie ze śpiącej dziewczyny. Mogła zwyczajnie nie zwracać na nią uwagi, czekając tylko aż McGonagall zauważy, że panna Walker znów śpi zamiast pracować i wlepić jej szlaban. A jednak Ines okazała lojalność i, w co prawda dosyć brutalny sposób, obudziła Chiarę.
                Czarnowłosa rzuciła koleżance wdzięczne spojrzenie, uśmiechając się przy tym delikatnie.
                - Myślę, że od przyszłej lekcji będziecie mogli potrenować transmutację ludzką w praktyce. Na samych sobie – mówiła dalej McGonagall, stojąc za wysoką, drewnianą katedrą. Patrzyła na swych uczniów z zadowoleniem wymalowanym na szczupłej, lekko pomarszczonej twarzy. Widać było, że dumna jest z każdego, kto siedzi w tej sali, kto okazał się na tyle zdolny, aby dojść z transmutacją aż tutaj.
                Jedynym wyjątkiem była panna Walker. Według nauczycielki, totalne beztalencie w tej dziedzinie. Do tej pory nie było wiadome, jakim cudem Chiarze udało się zdać SUMa z tego przedmiotu na Powyżej Oczekiwań.
                Blondwłosa Ślizgonka przeniosła wzrok na okno. Stąd doskonale widać było błonia – w tej chwili oblane złocistymi promieniami słońca, skąpane w cieple ostatnich wrześniowych dni. Ach, jak cudownie byłoby to namalować.
                Rękę złożyła na dłoni, rozmarzonym wzrokiem wpatrując się w widok rozpościerający się za oknem i wyobrażając sobie samą siebie siedzącą pod olbrzymią topolą i utrwalającą ten krajobraz na bladym płótnie. Już widziała, jak sięga po pędzel i namacza go w niebieskiej farbie. Jak miesza ją z białą, aby uzyskać prawdziwy odcień błękitu, który idealnie odzwierciedlałby kolor nieba.
                - Na następną lekcję napiszą państwo wypracowanie na temat transmutacji ludzkiej na trzy rolki pergaminu – oznajmiła McGonagall, najwyraźniej nie dostrzegając piękna otaczającego jej świata. Minę miała srogą i powściągliwą, jakby nie cieszyło jej nic, żaden najmniejszy szczegół fauny i flory.
                Ines poderwała głowę, patrząc na nauczycielkę z wyrzutem. Trzy rolki?! Przecież to zajmie całą wieczność! A co z przeniesieniem na płótno wspaniałego krajobrazu szkolnych błoni? Co z wolnym popołudniem? Przecież zadali im już tyle, że w tydzień się nie wyrobią.
                Gdy zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji, wszyscy szybko wyszli z dusznej klasy. Każdy miał dość siedzenia na nudnych wykładach, skoro można by ten czas spędzić o wiele pożyteczniej.
                - Idziemy do biblioteki – oznajmiła poważnie Ines, przemierzając wraz z Chiarą korytarz na drugim piętrze. Vivienne w tym czasie miała starożytne runy, więc siedziała na czwartym piętrze, czekając aż profesor Ronney wpuści ich do klasy.
                - Co?! – krzyknęła Chiara, stając nagle w miejscu. Perspektywa spędzenia kolejnych kilku godzin w zamkniętym pomieszczeniu w towarzystwie licznych książek nie była zachwycająca. Dopiero co skończyły się zajęcia, a już zdaniem Ines miały biegnąć do biblioteki.
                Blondynka chwyciła Chiarę za rękę i pociągnęła ją w kierunku schodów. Bez słowa zeszły po nich na sam dół, po czym skierowały się do sporego pomieszczenia po sufit zawalonego ciężkimi księgami.
                - Im prędzej odrobimy wszystkie prace, tym wcześniej będziemy mogły przeznaczyć czas na przyjemności – powiedziała Ines, siadając przy stoliku na samym środku biblioteki.
                Chiara prychnęła, kręcąc głową. A już cieszyła się perspektywą wolnego czasu. Mogła oczywiście sprzeciwić się przyjaciółce, ale wciąż była jej wdzięczna nie uchronienie przed szlabanem od McGonagall, więc posłusznie została z nią, aby napisać wypracowania.
                - Jutro mamy transmutację, więc trzeba ten esej odwalić dzisiaj – mówiła dalej, nie zważając na zamyśloną i nieobecną minę czarnowłosej. Z torby wyciągnęła trzy zwoje pergaminu, pióro i kałamarz, po czym udała się w głąb biblioteki, aby poszukać potrzebnych jej książek.
                Chiara nie raz zastanawiała się, dlaczego Ines została przydzielona do Slytherinu. Być może tylko z rozpędu Tiary Przydziału; wszyscy z jej rodziny należeli do Domu Węża. Ale Ines była inna. O wiele bardziej, zdaniem czarnowłosej, nadawałaby się do Ravenclawu. Była przecież nieprzeciętnie inteligentna, rozważna, bystra, mądra. Drzemało w niej tak wiele spokoju i stabilności. Nie nadawała się na Ślizgonkę. Wrażliwość i dusza artysty, jaka w niej królowała, skutecznie odciągała ją od tego domu.
                Panna Walker skończyła swe rozważania, gdy podmiot jej rozmyślań wrócił, niosąc dwa grube tomy opatrzone zieloną okładką. Czarny napis, jaki tam gościł, głosił: „Transmutacja ludzka dla początkujących”. Gdy Chiara zobaczyła, jak jedna z książek z głuchym trzaskiem opada przed nią na blat stolika, mimowolnie się skrzywiła. Całą wieczność zajmie jej pisanie tego eseju. Trzy rolki pergaminu! Napisanie półtora graniczyło z cudem.
                Z miną cierpiętnika otworzyła książkę na stronie dwunastej i zagłębiła się w lekturze. Zdania zdawały się w ogóle nie mieć sensu, wszystko wydawało się jej niepotrzebnie skomplikowane, a formułki niezrozumiałe. Kiedy Ines miała zapisane już pół rolki, ona miała tylko pierwsze zdanie. Miała ochotę rzucić to wszystko i wybiec na błonia, gdzie ciepłe promienie słońca nagrzewałyby jej bladą skórę, a przyjemny wietrzyk smagał zmęczoną twarz.
                Skup się, na Merlina, mówił cichy głos w jej głowie. Przymknęła oczy. O wiele lepiej. Trzeba się postarać, aby dostać co najmniej Zadawalający. Ponownie wpatrzyła się w drobny druk w książce. Już lepiej. Zdania nabierały coraz większego sensu, już nic nie wydawało się być takie trudne jak jeszcze pięć minut temu. Namoczyła pióro w atramencie i zaczęła pisać. Stalówka skrzypiała cicho, przyjemnie mącąc myśli czarnowłosej. Co chwilę odwracała tok rozumowania i skierowywała go na Pięciobój Magiczny. Dzisiejszego wieczora postanowiła się zgłosić. Wiedziała, że w nocy Vivienne wstała i wrzuciła do skrzyneczki karteczkę ze swoim nazwiskiem. Ciekawiło ją czy Ines zamierza zrobić to samo.
                - Eee… Ines? – zaczęła, odwracając wzrok od pergaminu, gdzie pół rolki było już zapisane jej dużym, zamaszystym pismem.
                Blondynka od niechcenia spojrzała na przyjaciółkę, widocznie nie będąc zadowolona z tego, że ktoś odrywa ją od pracy. Popatrzyła jednak na Chiarę z uprzejmym zainteresowaniem.
                - Czy zamierzasz wziąć udział w Pięcioboju? – spytała, niby mimochodem, obracając między palcami pióro. Wzrok miała utkwiony we własnych rękach, obawiając się, że Ines mogłaby wyczuć w jej spojrzeniu nutkę dzikiej ciekawości.
                - Nie sądzę – odparła ostrożnie, bacznie przyglądając się przyjaciółce. – Nie potrzeba mi tych pieniędzy, które są za wygraną. Ani sławy na całą szkołę – ciągnęła dalej. – O wiele bardziej wolałabym patrzeć, jak zmaga się z tymi zadaniami ktoś inny – puściła jej oko, uśmiechając się lekko. – Zgłoś się, wiem, że bardzo ci na tym zależy. Doskonale sobie poradzisz. Chyba że będziesz musiała coś przetransmutować, wtedy sprawa będzie gorsza – zaśmiała się, kładąc delikatną dłoń na ręce Chiary.

_________________________________

Mam jakieś problemy z akapitami, później to naprawię. :3
O, poszło szybciej, niż myślałam. :) Sądziłam, że notkę dodam gdzieś w przyszły weekend, ale jednak wyrobiłam się na teraz. ^^
Dziękuję za wyrozumiałość i wszystkie słowa otuchy. <3 Wiele mi daliście; siłę i wiarę w siebie. Jesteście najcudowniejszymi czytelnikami pod słońcem.

9 komentarzy:

  1. Pierwsza! :D
    Szybko przeczytałam. Przyjemna notka. Nie nudna. Szkoda, że ja nie umiem się tak zmobilizować do nauki jak Chiara. Powiedziała sobie tylko "Skup się, na Merlina" i już było lepiej. Chyba spróbuję to zastosować ;D
    Jedna uwaga: "był mocno umięśniony i dobrze zbudowany" - czy to nie mniej więcej to samo?

    XOXOXO

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna notka, warto było troszkę poczekać :)
    Mam nadzieję, że w przyszłych notkach rozwiniesz wątek Rosyjskiego Byka i Vivienne. Co prawda nie przepadam za romansami, ale tylko tymi "rasowymi", a ta nutka mogłaby z reszta historii stworzyć wspaniałą symfonię...
    Co do ogólnej fabuły: coraz bardziej mnie zaciekawia.
    Nie mogę się doczekać ciągu dalszego ;]
    Pozdrawiam Cię serdecznie,
    G.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsze pytanie: dlaczego Dimitrij nie przybył do szkoły wraz z rozpoczęciem roku szkolnego?
    Drugie pytanie: dlaczego za każdym razem on nazywa się inaczej? Dumbledore przedstawia go: Nazywa się Dmitrij Budarin , ale w zakładce o bohaterach nazywa się Dimitrij Bukarin.
    Wyglądał jak ktoś, kto całe życie przepracował w kopalni węgla. Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam sobie, że jest czarny niczym Murzyn.
    Zapachniało mi stereotypem. Ślizgon = tępa dzida z transmutacji. Gryfon = tępa dzida z eliksirów (wyj. L. Evans). Ale za to plus, że Chiara nie jest geniuszem ze wszystkich dziedzin. Nie dziwię się jej, że ledwo zdaje testy z transmutacji, jeżeli połowę zajęć przysypia. ;)
    Przypomniało mi się pewne zdarzenie ze szkoły. Nasz j. polski jest beznadziejny. Kiedyś napisaliśmy przez 3 dni temat. Facet gada od rzeczy, w ogóle nie na temat z zeszytu, a potem wymaga, abyśmy wszystko umieli. Więc, kiedyś coś tam opowiadał, a nagle chichot przeszedł przez klasę i każdy szeptał: "Patrz na S! Patrz na S!". Odwróciłam się a tu...! Mój kolega śpi w ostatniej ławce i się ślini! Prawie wszyscy ómarliśmy ze śmiechu.
    Dalej.
    Sądzę, że Chiara będzie albo z Rupertem, albo z Dimitrijem, albo z tym i z tym. Taki mój kolejny zmysł.
    Poniekąd cieszę się, że nie chodzę do Hogwartu. Boru Szumiący! Ile pisania...!
    Chiara będzie w Pięcioboju, na pewno. I Dimitrij też. Jeszcze walnęłabym Harry'ego Pottera, ale on jeszcze nie istnieje.
    Ot, rozdział ciekawy, gdyż pojawia się ten Rosjanin. Nie mogę się doczekać, aż rozwiniesz jego wątek.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że tak szybko tutaj wróciłaś ^^. Bo po ostatniej notce myślałam, że raczej nieprędko pojawisz się z czymś nowym, a tu spotkała mnie niespodzianka, gdy zerknęłam do obserwowanych. W każdym razie, mam nadzieję, że już u ciebie wszystko w porządku.
    Może faktycznie z Chiarą dzieje się coś dziwnego? Skoro inne postacie twierdzą, że dawniej się aż tak nie zachowywała. Ale może ma to jakiś związek z letnimi frustracjami z powodu ojca?
    Dobrze jednak, że pogodziła się z koleżankami, ale pewnie jeszcze wiele razy się pokłócą. Chiara ma naprawdę trudny charakter i swoją drogą, ciekawi mnie, jak ona się dostała do klasy owutemowej z transmutacji, skoro ciągle śpi na lekcjach ;P. Ale dobrze, że nie jest dobra ze wszystkiego, bo to byłoby nieco marysuistyczne. A te wypracowania na 3 rolki pergaminu... Uczniowie Hogwartu to jednak nie mieli za fajnie. Machanie magicznymi patyczkami jest super, ale pisanie takich elaboratów już nie.
    Och, nowy uczeń! Jestem ciekawa, jak rozwiniesz jego postać, nawiasem mówiąc, opisałaś go tak, że miałam banana na twarzy, bo wyobraziłam sobie wielkiego, żylastego chłopaka ubrudzonego węglem. Skoro już się tu pojawił, pewnie odegra jakąś rolę w historii, ale Chiara chyba niezbyt go polubiła, bo jest Gryfonem. Ach, te stereotypy i hogwarckie niechęci... Ale ciekawi mnie, czemu się przeniósł do Hogwartu. Ogólnie lubię motyw nowych uczniów i coraz bardziej tęsknię za Niebieskimi marzeniami.
    Czekam na next, i nie umiem się doczekać jakichś mroczniejszych wydarzeń ^^. Na razie niespecjalnie czuć, że to są czasy Huncwotów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj,
    cieszę się, że nie kazałaś nam długo czekać, że nie porzuciłaś tego i że jest już nowa notka.
    Chaira jest niezwykle kłótliwa, ba charakterek, naprawdę. Z notki na notkę widać to coraz bardziej i dobrze. Nigdy nie jest nudno, nawet jak nie ma akcji.
    Tak sobie pomyślałam, ze Chaira mogła by być z tym Rosjaninem, ale dopiero na samym końcu, bo bez wątków miłosnych, wychodzi Ci świetne opowiadanie. Nie brakuje to niczego. Co nie znaczy, że nie czekam, aż w końcu coś gdzieś zaiskrzy xd
    Pozdrawiam i życzę weny:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie opisałaś tego nowego ucznia Rosjanina^^ Napakowany, jakby pracował w kopalni węgla:D Ach, gdyby mój tata to przeczytał, uśmiałby się, bo on ma sylwetkę chudą, a przepracował jako górnik dwadzieścia pięć lat:D Jestem to ciekawa tej postaci, bo rozumiem, że nie bez powodu ją tu wprowadziłaś:)
    Zaskoczyła mnie ta lekcja transmutacji, bo nie sądziłam, aby McGonagall tak pozwalała uczniom spać na lekcjach, zawsze była czuja w tych sprawach, bardziej spali na Historii Magii:P
    Bardzo podoba mi się determinacja Ines. Zaraz po lekcjach, idzie do biblioteki. Bardzo chciałabym mieć taką determnajce, ja to zawsze wszystko kładę na ostatnią chwilę, jeśli chodzi o jakieś prace na jakiś temat^^

    Czekam na dalszy ciąg;)
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rosjanin! super, nawet nie wiesz, jak się cieszę. wszędzie wszyscy mają francuzów (nawet ja swego czasu) a u Ciebie Rosjanin. i ogólnie zastanawiam się czemu nie przybył do Hogwartu na samym początku roku, ale pewnie to wytłumaczysz. i opis jego świetny. nie znam żadnych górników, ale jakoś nie wyobrażam ich sobie jako umięśnionych aż tak bardzo :)
    Może między nim a Chiarą trochę zaiskrzy? choć jak na mnie, to wcale nie musi być wątków miłosnych bo i bez tego, teksty nie tracą na oryginalności.
    Wiem, ze zabrzmi to dziwnie, ale cieszę się, że Chiara jest beznadziejna z transmutacji. Nie można być ze wszystkiego dobrym, a to nadaje jej więcej zwyczajności i naturalizmu.
    Nie mogę się doczekać tego pięcioboju :)
    Pozdrawiam i cieszę się, że tak szybko tutaj wróciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O jejku.
    Czytając rozdział o tej porze rozmazywały mi się wszystkie litery ;) I nawet nie mogę się skupić na pisaniu tego komentarza. A chcę, żeby jakoś wyglądał. Skoro już dwadzieścia minut gapiłam się w te litery...xd
    Chiara zaczęła mnie wkurzać. Dlaczego wszystkich naokoło nazywa egoistami i obwinia ich o to, że się nią interesują, skoro sama nie robi nic dla swoich przyjaciół. Jest tylko ona i ona i jej świat pełen problemów. A może jej przyjaciółki też coś mają, a może one naprawdę się o nią troszczą? Zamiast się wściekać, raczej usiadłabym z nimi i pogadała. Tak robią dojrzali ludzie. Jeżeli Chiara myśli, iż takie zachowanie pozwoli jej zachować przyjaciół to szczerze, ale jej współczuje. Na początku darzyłam ją sympatią. Ale teraz ta sympatia przeszła na Ines, która mimo wszystko potrafi zapomnieć o przykrych słowach przyjaciółki i pomóc jej. Okazać sympatię.
    Jestem ciekawa tego pięcioboju. Tym bardziej, że nie raz czy dwa o nim wspomniałaś. Zainteresował mnie ten pomysł. Jak na niego wpadłaś? Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia na czym on będzie polegał i jak go opiszesz. Tak więc czekam.
    I ten Rosjanin ;) Mam nadzieję, że przybliżysz nam okoliczności w jakich znalazł się w Hogwarcie. Zapewne nie pojawił się on tutaj bez powodu.

    Ściskam, Donna W.
    [ trzy-wspomnienia ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Uuu Dmitrij, już mi się podoba, chociaż jak go sobie wyobrażam to wydaje mi się nieco przerażający, niebezpieczny i zamknięty w sobie. Ale nie mogę się doczekac, aż napiszesz o jakiejś sytuacji z nim. U siebie też stworzyłam bohatera stamtąd, chyba mam jakąś słabośc do Rosjan :D. Chiara jest irytująca tym obrażaniem się o byle co, ale to chyba przez jej ciężki charakter. Opowiadanie jest naprawdę świetne i z notki na notkę coraz bardziej się rozkręcasz :). Jestem ciekawa tego Pięcioboju...
    Czekam na następną! Zapraszam do mnie na nowośc :)

    Całusy,
    Metallum
    [lily-evans-weasley.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń