wtorek, 16 kwietnia 2013

Cztery.



                Fala blond włosów Ines zniknęła za zakrętem, gdy dziewczyna pomknęła w kierunku młodszego brata. Pogroziła mu palcem, patrząc na niego srogo, jak przystało na starszą siostrę. Mały chłopiec uśmiechnął się chytrze, wieszając się dziewczynie na szyi, skutecznie ją podduszając.
                - Bi-lly, pusz-szczaj - wykrztusiła Ines, próbując wyplątać się z uścisku braciszka. Chłopiec ściągnął usta w podkówkę, a jego podbródek zadrżał niebezpiecznie. - Przyślę ci mnóstwo czekoladowych żab! - obiecała dziewczyna, zataczając ogromny okrąg przed bratem, aby pokazać mu, jak dużo ukochanych słodyczy dostanie, jeśli będzie grzeczny.
                - Co ja ci mówiłam na temat słodyczy - zagderała wysoka, wyniosła kobieta w średnim wieku. Miała na sobie dwuczęściowy kremowy kostium, idealnie komponujący się z blond fryzurą i beżowym kapeluszem. - Nie powinnaś go tak rozpieszczać, Ines.
                Dziewczyna wywróciła oczyma, robiąc minę do młodszego brata. Billy uśmiechnął się szeroko, ukazując przerwę między dwoma górnymi dwójkami. Ines stłumiła śmiech; Billy był ostatnio bardzo wrażliwy na temat swoich ubytków w uzębieniu i każdy najmniejszy docinek na ten temat kwitował donośnym płaczem.
                - Jeśli będziesz jadł tyle słodyczy, to nigdy nie wyrosną ci ząbki - ostrzegła chłopca kobieta, grożąc mu palcem i robiąc przy tym srogą minę, zupełnie jak jej córka.
                - Mamo! - krzyknęła z oburzeniem Ines, patrząc na matkę z mieszaniną rozbawienia i złości. Zaraz Billy znów odstawi przedstawienie i to na samym środku peronu. Ukradkiem rozejrzała się dookoła, by sprawdzić czy przypadkiem gdzieś niedaleko nie czai się któryś z jej znajomych.
                Chłopiec tupnął nogą, krzywiąc się.
                - Odlosną! - wyseplenił, co jeszcze bardziej pogłębiło jego złość. Ostatnio starał mówić się jak najmniej, aby ukryć brak dwóch zębów.
                - Oczywiście, że odrosną. - Z pocieszeniem podążyła mu siostra. Pogładziła go po głowie, rozglądając się wciąż w poszukiwaniu przyjaciółek.


                Smukła, wysoka postać sunęła po peronie niczym zjawa. Zdawała się unosić nad ziemią. Ruchy miała płynne, wyważone, nie było wcale słychać jej kroków. Za nią ciężkim krokiem podążał gburowaty jegomość przystrojony w seledynową szatę. Co chwila strzygł wąsami i mruczał do córki jakieś słowa, co dziewczyna kwitowała jedynie potaknięciami.
                Stanęła na środku peronu, zwracając uwagę grupki chłopaków. Popatrzyli na nią lubieżnym wzrokiem, wymieniając się między sobą spostrzeżeniami. Vivienne zmierzyła ich kokieteryjnym spojrzeniem, po czym ruszyła dalej. Wzrok młodzieńców podążył w ślad za nią, uważnie przyglądając się idealnej posturze dziewczyny.
                - Pośpiesz się, Vivienne. Nie mam zamiaru paradować wokół tych mugoli - ostatnie słowo wypluł, jakby brzydził się samej nazwy osób niemagicznych. Vievvie tylko wywróciła oczami. Już dawno zrezygnowała ze spierania się z ojcem o wartość czarodziejskiej krwi. Każde próby spełzały na niczym. On zawsze uważał, że mugole, charłaki i szlamy to ci gorsi. Vivienne miała już tego dosyć. Dla niej nie miało to żadnej różnicy. Człowiek to człowiek. Oczywiście żaden ze Ślizgonów o tym nie wiedział. Już wyobrażała sobie ich oburzone miny, gdyby powiedziała im, że dla niej mugole są tacy sami jak czarodzieje. Zachichotała mimowolnie. W głębi duszy zastanawiała się czasami, dlaczego trafiła do Slytherinu. Jako Ślizgonka powinna nienawidzić mugoli. A ona tymczasem miała w poważaniu tych ludzi. Czy już samo to nie czyniło jej anty-Ślizgonką?
                Przyspieszyła, aby nie złościć ojca. Kiedy znaleźli się już na peronie dziewięć i trzy czwarte, odetchnęła z ulgą.
                Była wśród swoich.

~ * ~

                Ciepła, przyjazna atmosfera, jaka panowała w Wielkiej Sali nie udzielała się Chiarze. Od początku siedziała ze skwaszoną miną, co rusz zagadywana przez dwie przyjaciółki i kilku kolegów z domu węża. Dziewczyna jednak uparcie nie zwracała na nich uwagi, ze znużoną miną skubiąc kurczaka.
                Zawsze tak reagowała na pierwszy dzień szkoły.
                Z jednej strony była zadowolona, że uwolni się od matki na całe dziesięć miesięcy, a z drugiej przytłoczona nadchodzącymi obowiązkami. I tym, że znów wszystko zacznie się od nowa.
                - Chiara, wiem, że zawsze masz te swoje humorki, ale doprawdy mogłabyś już przestać się dąsać - rzuciła Ines, wyglądając w tłumie postaci Horacego Slughorna.
                Chiara prychnęła, rzucając dziewczynie gniewne spojrzenie spod kaskady czarnych włosów. Siedzący nieopodal Rupert wzdrygnął się, dostrzegając siłę jej wzroku. Nie on jeden odczuwał grozę, gdy panna Walker swym stalowym, zimnym spojrzeniem piorunowała wszystko wokół. Zazwyczaj dostawał od tego ciarek na plecach. Nie mógł pojąć, by tak piękna dziewczyna była w rzeczywistości tak groźna. Odczuwał pewnego rodzaju respekt przed nią. Przed jej spojrzeniem.
                - Nie mam powodów do radości - odrzekła najbardziej suchym tonem, na jaki było ją stać. Przeszyła piorunującym wzrokiem Vivienne, która już szykowała się do udzielenia jej kolejnej rady. Jak zwykle, zresztą.
                - A Pięciobój Magiczny? - wypaliła z przejęciem Ines, potrącając łokciem puchar z sokiem dyniowym; pomarańczowa ciecz spłynęła wzdłuż stołu, ściekając na kamienną posadzkę. - Czyż to nie cudowne? Tak emocjonujące przeżycie! Prawie jak Turniej Trójmagiczny! - paplała, nie zwracając uwagi na zdegustowaną minę przyjaciółki.
                - Właśnie... Prawie... To nie to samo co Turniej. Jakaś marna podróba - Chiara próbowała zgasić zapał dziewczyny. - Dumbledore powiedział, że będzie mniej niebezpieczny od Turnieju Trójmagicznego...
                - Ale równie emocjonujący! - weszła jej w słowo niezrażona Ines. Wciąż miała coś z dziecka. Potrafiła cieszyć się z każdego, nawet najmniejszego, wydarzenia. Z każdego szczegółu, który dla większości był czymś niespecjalnie interesującym.
                Chiara prychnęła głośno.
                - Jak coś nudnego może być emocjonujące? - spytała chłodno, omiatając wzrokiem znajomych, siedzących najbliżej niej. Nikt się nie odezwał. Nie chciał czy czuł obawę?
                Vivienne zakasłała cicho, zwracając tym uwagę Ines. Popatrzyły na siebie porozumiewawczo, a złość kumulująca się w Chiarze, wezbrała na sile.
                - Może już chodźmy - zaproponowała pojednawczo Ines, wstając od stołu. Nie zwróciła uwagi na srebrny puchar leżący obok jej stóp. - Wszyscy jesteśmy zmęczeni po podróży, przyda nam się odpoczynek. - Jak zwykle trzeźwy umysł dziewczyny uratował sytuację. Vivvie natychmiast się zgodziła, rzucając przeciągłe spojrzenie Chiarze.
                - Proszę bardzo, idźcie - rzekła, zaplatając ręce na piersiach. Nie miała zamiaru wykonywać czyichś poleceń. Ani próśb.
                Vivienne wzruszyła ramionami i podążyła do wyjścia z Wielkiej Sali, ciągnąc za sobą opieszałą Ines.
                A Chiara została sama. Z własnymi problemami, humorami i całą, bezgraniczną złością, która szukała wyjścia już od kilku dni.

~ * ~

                Pokój wspólny Ślizgonów wyglądał jak zwykle. Nic się w nim nie zmieniło od poprzedniego roku. Zielone, nieco podniszczone kanapy stały przed kominkiem, w którym tlił się ogień. Ogromny herb Domu Węża zdobił północną ścianę, nadając pomieszczeniu mroczny, pełen przestrogi wygląd. Kamienne ściany obwieszone były najprzeróżniejszymi obrazami byłych słynnych Ślizgonów, a z sufitu jarzyło się zielonkawe światło, nadając całemu pokojowi takąż poświatę.
                Chiara rzuciła się na fotel, obejmując kolana rękoma. Zwinęła się w kłębek niczym kot, co zawsze działało na nią kojąco. I tym razem poczuła miłe, znajome ciepło w okolicach żołądka, a na twarz wypłynął lekki, rozmarzony uśmiech.
                Nie było czym się przejmować. Mało już przeszła sprzeczek i kłótni z przyjaciółkami? Ciągle się o coś spierały. Nie dało się ukryć, że Ines oraz Vivvie mają już tego dość, ale Chiara, jak to miała w zwyczaju, w ogóle się tym nie przejmowała.
                Zaśmiała się cicho i zaraz rozejrzała się czujnie po pomieszczeniu. W jednym z kątów siedziała grupka czwartoklasistek, rozmawiając o czymś przyciszonymi głosami. Przy kominku wylegiwał się Rupert, rzucając Chiarze przeciągłe, pełne niewzruszonej ciekawości, spojrzenia. Zignorowała je.
                Przywołała w myślach obraz ojca. Po raz kolejny tego dnia. Stał się on dla niej podporą w życiu. Dlaczego akurat on? Przecież miała jeszcze mamę. To matka powinna być dla córki najważniejszą osobą w życiu. Nie ojciec - uciekinier.
                 Przecież on zostawił mamę... Zostawił ją i mnie... Nie chciał nawet mnie poznać. Zwiał, zanim się urodziłam. Powinnam go nienawidzić. Własny ojciec nie chciał mnie znać, nie obchodziłam go, a ja tymczasem czuję, jakby cały czas był przy mnie. Jakby to mama mnie zostawiła, jakby to ona miała mnie gdzieś... Dlaczego tak jest? Powinno być na odwrót. Dla ojca pewnie jest jakieś wytłumaczenie. Zostawił nas, bo... bo... bo mama nie dawała mu żyć - wymyśliła na poczekaniu. Jak zwykle broniła ojca. Nie znała prawdy, zresztą podobnie jak mama. Ale usilnie próbowała ją odnaleźć. Wymyślić. Byle tylko okazało się, że to tata był tym lepszym. Że mama w końcu okazała się gorsza.
                Podniosła się z fotela i leniwym krokiem udała się do dormitorium. Ines już spała, cicho pochrapując, z kołdrą naciągniętą aż po samą głowę. Zawsze chodziła szybko spać, by kolejnego dnia o szóstej być już na nogach. Za to Vivvie czytała jakieś kolorowe pismo, chrupiąc jabłko. Delikatny płomień świecy rozświetlał jej bladą twarz, nadając jej srebrzysty odcień. Wyglądała jak bogini.
                Chiara usiadła na swoim łóżku, wpatrując się obojętnym wzrokiem w drzwi łazienkowe. Rzuciła krótkie spojrzenie na śpiącą Ines i na zaczytaną Vivienne, po czym sięgnęła do kufra i wyjęła z niego zieloną szkatułkę ze srebrnymi obwódkami. Otworzyła ją jednym stuknięciem różdżki i przez moment zapatrzyła się na jej zawartość - drobne skarby, które chowała tam, by mieć do nich indywidualny dostęp.
                Wyjęła zdjęcie, na które ostatnio tak często patrzała. Po raz kolejny przygładziła fotografię wierzchem dłoni, mimowolnie uśmiechając się na widok przystojnej, męskiej twarzy ojca.
                Odnajdę cię... - pomyślała. Choćby miało mnie to kosztować życie.

~ * ~

                Wstał ranek. Pogoda była wyjątkowo piękna. Delikatny, ciepły wietrzyk ogarnął twarz Ines, gdy ta siedziała przy otwartym oknie, wsłuchując się w błogą, nieskalaną ciszę. W ręku trzymała szkicownik otwarty na stronie z niedokończonym rysunkiem Zakazanego Lasu. W drugiej ręce dzierżyła ołówek. Podrapała się nim w zamyśleniu po brodzie, patrząc w dal. Często miewała objawy całkowitego oderwania się od świata rzeczywistego.
                Cienki grafit utworzył kolejną kreskę na szkicu. Dziewczyna w zamyśleniu zmarszczyła brwi, przyglądając się swojemu dziełu. Znów coś jej się w tym nie podobało. Po raz kolejny nie przedstawiła tego tak, jak chciała.
                Znów wpatrzyła się w Zakazany Las, mając przed oczyma wyobraźni wszystkie magiczne stworzenia żyjące w nim. Uśmiechnęła się pod nosem, przyciskając ołówek do kartki.
                Cichy pomruk Chiary wyrwał Ines z zamyślenia. Spojrzała na nią nieco zaskoczona, jakby nie spodziewała się, że czarnowłosa może lada chwila się obudzić.
                - Która godzina? - spytała zaspanym głosem, unosząc się na łokciach. Jej czarne włosy były w wielkim nieładzie, a na lewym poliku widniał ślad odciśnięty od poduszki.
                - Dochodzi siódma.
                Z głębokim westchnięciem, Chiara z powrotem ułożyła głowę na poduszce. Nie minęła chwila, a dziewczyna już zapadła w głęboki sen.
                Ines uśmiechnęła się pod nosem, kręcąc głową. Obawiała się, że nigdy nie zrozumie Chiary.
                Zeskoczyła zwinnie z parapetu, chowając szkicownik do kufra. Przeciągnęła się, owijając się szczelniej kremowym szlafrokiem. Dłonią przeczesała długie pasma blond włosów, ziewając potężnie. Rzuciła krótkie spojrzenie zakopanej pod pościelą Vivienne i ruszyła do łazienki.

                Źdźbła zielonej trawy mile łaskotały Ines w gołe stopy, gdy siedziała na błoniach ze szkicownikiem w ręce, próbując uwiecznić Chiarę na kartce papieru. Było to zajęcie niewyobrażalnie trudne, gdyż dziewczyna niemiłosiernie się wierciła i wciąż narzekała, że cierpną jej nogi. Robiła przy tym pełne grymasu miny, jeszcze bardziej uniemożliwiając Ines oddanie swego naturalnego piękna. Jej delikatnego uśmiechu, błysku w oczach, zamyślonej miny. Zamiast tego otrzymywała wykrzywione dziwacznie usta i zmrużone, stalowe oczy.
                - Chiara, przestań się wiercić. Siedź spokojnie - powiedziała swym spokojnym i melodyjnym głosem, uśmiechając się lekko.
                - Łatwo ci mówić... - mruknęła, krzywiąc się. - Jak mi zaraz odpadną nogi to nie będziesz już miała co szkicować.
                - No wiesz, zawsze pozostaje jeszcze twarz... - wymamrotała nieuważnie, wysuwając czubek języka w celu skoncentrowania się na swym zadaniu.
                Chiara westchnęła przeciągle, rozprostowując zbolałą nogę. Syknęła cicho, gdy poczuła, jak dreszcze przebiegają jej wzdłuż kości.
                Mocniejszy podmuch wiatru zepchnął luźne kosmyki dziewczyny wprost w jej twarz. Ze złością odgarnęła je, patrząc z rosnącą niecierpliwością na przyjaciółkę.
                - Mam dość! - krzyknęła w końcu, zrywając się na równe nogi. Kilka źdźbeł trawy przykleiło się jej do żółtych sztruksowych spodni. - Szkicuj sobie kogoś innego - burknęła, odchodząc w stronę zamku.
                Ines uśmiechnęła się delikatnie i westchnęła cicho. Już dawno przyzwyczaiła się do zachowania przyjaciółki. Nie widziała w jej reakcji nic dziwnego, przecież można się było tego spodziewać.
                Dziewczyna także wstała, otrzepując beżową, zwiewną spódnicę i zbierając swe przybory malarskie. Przeleciała szybko wzrokiem całe błonia, dostrzegając przy jeziorze Ruperta. Uśmiechnęła się szeroko, idąc w jego stronę.
               

                Mokre grudki błota przyklejały się do dłoni Chiary, gdy dziewczyna męczyła się z przesadzaniem hiporobytów. Zaklęła pod nosem, próbując pozbyć się grudek ziemi. Pani Sprout skierowała na nią swe czujne spojrzenie. Uważała, że panna Walker nie nadaje się na zielarkę. Niepotrzebnie wybrała ten przedmiot do siódmej klasy. Nie miała żadnych zdolności do roślin, ani ręki, by się nimi zajmować. Była zbyt niecierpliwa i porywcza. Każde poważniejsze zadanie kończyło się zawsze niepowodzeniem.
                - Panno Walker, proszę ostrożniej przesadzać hiporobyty. To bardzo delikatne rośliny - zwróciła jej uwagę, patrząc z ukosa, jak dziewczyna znęca się nad małym drzewkiem.
                Chiara westchnęła ciężko, zagryzając wargę. Musiała nad sobą panować. U licha, a tak bardzo chciała odpowiedzieć coś tej przewrażliwionej babie!
                Przymknęła oczy w celu uspokojenia się. Wzięła trzy głębokie wdechy, czując, jak złość nieco ustępuje. Po co wybrała to cholerne zielarstwo?! Ach, no tak. Bo ten przedmiot był potrzebny, aby zostać nauczycielem eliksirów, które Chiara tak bardzo kochała.
                Zanurzyła rękę w mokrej ziemi, chwytając korzeń rośliny. Zdecydowanym ruchem pociągnęła ją, wyrywając drzewko. Z kory zaczęła lecieć pomarańczowa maź nie podobna do niczego. Chiara stęknęła, z obrzydzeniem patrząc na tę dziwną wydzielinę.
                - Znakomicie! - usłyszała tuż nad uchem radosny okrzyk profesorki. - Zobaczcie! Pannie Walker udało się wycisnąć sok hiporobowy! Dziesięć punktów dla Slytherinu!
                Dziewczyna patrzyła w osłupieniu na nauczycielkę. Jeszcze przed chwilą okrzyczała ją za nieumiejętność przesadzania roślin, a teraz otrzymała od niej pochwałę za jakiś głupi sok. Mimo zdziwienia, uśmiechnęła się tryumfująco, posyłając zawiedzionym Gryfonom wywyższające się spojrzenia.
                W doskonałym humorze przesadziła jeszcze dwa drzewka, a potem pomogła pani Sprout pochować wszystkie przybory. Chciała z nią porozmawiać.
                - Myśli pani, że mam szansę zdać OWTM-y z zielarstwa? - spytała mimochodem, upychając w schowku ogromne donice. Otarła brudne dłonie o szkolną szatę, tworząc na czarnym materiale ciemnobrunatne smugi.
                - Jeśli tylko się przyłożysz, to oczywiście, że tak - odparła. - Nie mogę powiedzieć, że masz rękę do roślin, ale wszystkiego da się nauczyć. To, że doszłaś z tym przedmiotem aż do siódmej klasy już dużo o tobie świadczy. Jeszcze nigdy nie miałam tak wytrwałej uczennicy, pomimo swoich umiejętności - zaśmiała się. Chiara uniosła kąciki ust, uradowana z pochwały.
                - Nie zawiodę pani - zawołała i wybiegła ze szklarni.


______________________________________
Notka sprawdzona tylko przelotnie, więc mogą się pojawić błędy, za które już z góry bardzo przepraszam ;) Poprawię je w wolnej chwili.
Wiem, że mam małe zaległości u Was, obiecuję to nadrobić do końca tego tygodnia. Przepraszam, że musicie tyle czekać, ale ostatnio przestałam się wyrabiać z czymkolwiek i na nic nie mam czasu. W dodatku rozpoczęłam naukę nowego języka - włoskiego -  i teraz każdą wolną chwilę poświęcam przeważnie jemu.
Nie mam pojęcia, kiedy ukaże się kolejny post, mam go napisany, ale jeszcze niesprawdzony. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to tradycyjnie - za dwa tygodnie - ale niczego nie obiecuję ;)
Ściskam Was w ten pięęękny dzień <3

17 komentarzy:

  1. asz miło się robi jak czyta się o pięknej pogodzie w notce i taka sama jest za oknem <3 notka bardzo fajna ;) ciesze się, ze opisalas te przyjaciółki ^^ czekam niecierpliwe na nowy rozdział! ;*
    życzę powodzenia w nauce włoskiego :)
    Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *aż xd boże maskara xd sory za błędy ale pisałam ten eten krótki komentazr jakieś 10 min ;/ strasznie bolą mnie oczy -,-
      pozdrawiam ;* Izka

      Usuń
    2. Dziękuję za opinię ;*
      Nie wybaczyłabym sobie nigdy, gdybym nie dała jakiejś wzianki o Ines i Vivienne ;) A już tym bardziej o tej drugiej, którą wprost uwielbiam <3
      Oj tak, przyda mi się "powodzenia" w nauce włoskiego, bo to wcale nie jest taki łatwy język. ;p Najgorsze chyba te rodzajniki... O wile w polskim są trzy, to we włoskim cztery razy tyle -.- Oszaleli chyba xD
      Ściskam,

      Usuń
  2. Hogwart <3. Tu jest już Hogwart ^^. Bardzo się cieszę, bo zastanawiałam się, jak przedstawisz szkołę z perspektywy Chiary, która jest dość nietuzinkową postacią i z pewnością odbiega od Huncwotów, których niegdyś opisywałaś. Ale, o dziwo, lubię ją mimo jej trudnego charakteru. Lubię bohaterki o silnych osobowościach, a nie jakieś jęczące mameje bez charakteru.
    Widzę, że wprowadziłaś także postacie jej koleżanek z roku. Podobało mi się to, że w rozdziale było kilka kawałków z perspektyw różnych bohaterek, lubię takie przeskoki. Zresztą, obie dziewczyny wydają się całkiem sympatyczne i zarazem niezbyt ślizgońskie. No, ale Chiara jest już na tyle ślizgońska że wyrabia normę ^^.
    Och, i jedna jest artystyczną duszą, lubi rysować <3. Uwielbiam artystyczne dusze, a scenka z próbą uwiecznienia Chiary na papierze jest chyba moją ulubioną w tym rozdziale. Naprawdę świetnie oddałaś zarówno przyjemny klimat hogwarckich błoni (jeej, ja też tak chcę sobie posiedzieć na trawce i porysować, no) jak i marudność i niecierpliwość Chiary, której pozowanie jak widać szybko się znudziło.
    Wgl, ona nadal dużo myśli o ojcu i jednocześnie zastanawia się nad przyczynami jego odejścia. Przykre jest jednak to, jak negatywnie postrzega matkę.
    Ogólnie, ten rozdział z dotychczasowych podobał mi się najbardziej i jestem ciekawa, co wymyślisz dalej ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, Chiara nadrabia swym ślizgońskim zachowaniem za cały dom xd. Ines rzeczywiście nie jest typową Ślizgonką, tylko raczej... Czy ja wiem...? Taką mieszanką ^^ Ma coś z każdego domu. Za to Vivvie jeszcze jako tako typuje się na mieszkankę Slytherinu. Może w tym rozdziale jeszcze tego nie widać, ale już w kolejnych będzie bardziej ukazane, że jednak nadaje się do tego domu i że wcale nie jest taka ułożona i promugolska, jakby się wydawało :3
      A ja muszę przyznać, że długo zastanawiałam się czy jednak nie usunąć tego fragmentu ze szkicowaniem Chiary przez Ines ;) Wydawał mi się taki... mdły. Ale w końcu postanowiłam, że muszę jakoś oddać pasję jasnowłosej, bo ona odegra dość istotną rolę w tym opowiadaniu. ^^
      Chiara w sumie bez przerwy myśli o ojcu, postrzega go jako swój ideał, jako mentora i szczerze wierzy, że odszedł on przez matkę. Od zawsze czuła się bardziej przywiązana do rodziciela, niżeli do Evelyn, która zawsze dawała jej wolną rękę i pozwalała sobie włazić na głowę. A co będzie dalej, przekonasz się już niedługo :3
      Ściskam,

      Usuń
  3. Bardzo, baaaardzo podobał mi się ten rozdział. Naprawdę świetnie oddałaś charaktery tych dziewczyn. W Chiarze widzę siebie, może dlatego ją lubię, pomimo tego, że jest taka irytująca. Ech, ciągnie swój do swego, uwielbiam ją i jej(mój?) charakterek. Cudowną postać stworzyłaś <3
    Kto jej nadał tak piękne imię, hmmm? :DDD
    Naprawdę bardzo fajnie napisany rozdział. Trochę przeszkadza mi w niektórych momentach niepoprawna interpunkcja, ale potraktujemy to z przymróżeniem oka. Piszesz fantastycznie <3
    Mam nadzieję, że niedługo zamieścisz kontynuację, bo nie mogę się doczekać. W sumie lubię ojca Chiary, naprawdę. Zaciekawił mnie ten epizod.
    Przepraszam bardzo, że nie zawsze komentuję rozdziały, ale po prostu nie mam czasem już siły. Dzisiaj zresztą też, bo siedzę taka przymulona i śpiąca, no ale musiałam wreszcie! ;D
    Duuuużo weny! <3
    Lizz. c;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, imię zawdzięczam tobie, moja ukochana Lizzenne <3
      Oj nie, nie jesteś taka wredna jak Chiara, uwierz mi :3 Znam cię już kawał czasu (niedługo trzecia rocznica *.*) i różnisz się od panny Walker pod wielooooma względami :) Chiara w życiu nie pomogłaby nikomu nie widząc w tym swojego interesu. Nie pocieszyłaby przyjaciół, gdyby mieli problem czy źle by się czuli. Raczej by ich ofuknęła, że mają przestać marudzić. ^^ Ech, mogłabym tak wymieniać w nieskończoność... :3
      Ojciec Chiary pojawi się dopiero w notkach świątecznych :c Poczekasz jeszcze trochę, prawda? :D
      Oj tak, interpunkcja leży i kwiczy. :< Nigdy nie wiem czy postawić ten cholerny przecinek, czy nie. Kurczę, nigdy się tego nie nauczę xd
      Dziękuję :*
      Ściskam,

      Usuń
  4. I wreszcie jest, Hogwart! Jest lepiej niż myślałam, Chiara genialnie odnajduje się w murach szkoły, której sama nazwa wnosi do opowiadania tyle magii, że atmosfera jest wspaniała. Uwielbiam Chiarę, naprawdę. Tą w Hogwarcie. Bo ta,znana ze swojego domu, krzywdząca matkę, siebie, zagubiona... nie przypadła mi do gustu, jak już wiesz:) Za to w Hogwart wpasowała się doskonale:)
    Notka pisana z paru perspektyw, pokazała, że masz dziewczyno duży talent i lekkie pióro:)
    Zielarstwo- ja bym uwielbiała tą lekcję, nawet przesadzanie tych drzewek wydaje mi się ciekawe. Zazdroszczę Chiarze.
    Błędy, kto by tam na nie patrzył? No nie ja. Długo kazałaś nam czekać, ale było warto.
    Na plus scena ze szkicowaniem, lubię takie wstawki, gdzie w magicznym ferworze ludzie robią tak zwykłe, prozaiczne rzeczy.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeny, dziękuję ślicznie ;* Nawet nie wiesz jak ucieszył mnie twój komentarz, aż humor mi się poprawił :D
      To prawda, Chiara w Hogwarcie nieco różni się od tej w domu. Może to dlatego, że w szkole nie ma matki, która cały czas by nad nią czuwała i jednocześnie ją tym denerwowała. Jest wolna, ma przy sobie tylko przyjaciół, którzy jej humorki traktują jako codzienność, więc jednocześnie nie musi tracić nad sobą kontroli, bo nikt nie zwraca jej uwagi. Bardzo się cieszę, że ta wersja postaci przypadła ci do gustu :)
      Oj, ja także uwielbiałabym zielarstwo i nie mogę przeżyć tego, że w naszych szkołach nie ma tego przedmiotu :) Zamiast tego jest czysto teoretyczna biologia, która w sumie niewiele nam daje, gdy uczymy się o roślinach, których nie możemy zobaczyć, ani dotknąć. Ale do zielarstwa jest też potrzebna duża cierpliwość, a jak wiadomo, Chiarze jej brak :)
      Jeszcze raz dziękuję i ściskam :)

      Usuń
  5. rozdział był chyba jednym z Twoich najlepszych.Tak mi się wydaje. Choć w sumie jego treść taka szablonowa i mogłoby się zdawać, że w temacie "powrotów do Hogwartu" nie da się nic wymyślić. Ty poradziłaś sobie świetnie i pozytywnie mnie zaskoczyłaś.
    Chiara idealnie pasuje do Hpgwartu, jest tam brakującym elementem pewnej układanki.
    a perspektywa wielu bohaterów sprawiła, że spodobało mi się jeszcze bardziej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie ;*
      Zawsze ciężko opisywało mi się takie powroty do Hogwartu, bo w sumie trudno jest wymyślić w tej kwestii coś oryginalnego i coś, co zaciekawiłoby czytelnika. Ale jednocześnie cieszę się, że mam to już za sobą i teraz mogę ruszyć pełną parą z wydarzeniami :>
      Ściskam,

      Usuń
  6. Chiara niewątpliwie ma bardzo cierpliwe koleżanki. Inez i Vivienne są naprawdę wytrzymałe, że z nią wytrzymują, szczególnie Inez, bo wydaję się ona bardzo energiczna z ich trójki, no i artystyczną duszę, skoro umie malować.
    Lekcja z zielarstwa mi się podobało, a w szczególności wtedy jak nauczycielka ją pochwaliła i posłała osobą z domu Lwa przenikliwe spojrzenie.
    Sytuacja z ojcem mnie interesuje i jestem ciekawa, czy Chiara znajdze swego rodziciela.
    Rozdział mi się podobał:)

    Pozdrawiam serdecznie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Chiary rzeczywiście potrzeba dużo cierpliwości. Ines niewątpliwie ją ma, gorzej z Vivvie. Teraz jeszcze trudno to zauważyć, bo to dopiero pierwsze wzmianki o przyjaciółkach panny Walker, ale w późniejszych notkach okaże się, że Vivenne jest naprawdę niecierpliwą osóbką i czysto ślizgońską. :)
      Ach, gdyby tylko Chiara okazała więcej cierpliwości i wyrozumienia tym biednym roślinkom, zielarstwo na pewno szło by jej o wiele lepiej ;p Choć to i tak cud, że dotrwała z tym przedmiotem aż do siódmej klasy. ^^
      Dziękuję za opinię ;*
      Ściskam,

      Usuń
  7. No i masz Ci los, znowu nie było mnie tu sto lat. Wybacz, że nie było mnie pod poprzednimi rozdziałami, nadrabiam teraz zaległości, obiecuję, że od teraz będę już na czas!
    Podoba mi się, jak przedstawiłaś Hogwart z perspektywy Chiary. Jej koleżanki również są... ciekawe, o, to jest to słowo. ;) I fajnie rozwinęłaś tą lekcję zielarstwa, ogólnie fajne wprowadzenie do akcji w Hogwarcie, o, tego mi brakowało w poprzednich rozdziałach Twojego opowiadania. Ciekawi mnie jeszcze ojciec Chiary i jak to się wszystko w miarę potoczy.
    Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam serdecznie!
    [kolysanka-dla-nieznajomej]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, nie masz za co przepraszać, doskonal rozumiem brak czasu i te rzeczy ;)
      Dziękuję ślicznie! ;* Cieszę się, że rozdział ci się spodobał i że koleżanki Chiary są ciekawe. :) Właściwie to bałam się, że źle je przedstawię, tak papierowo. Ech, nie jestem najlpesza w kreowaniu postaci ;p
      Ściskam,

      Usuń
  8. Ahh, ta Chiara, co z niej wyrośnie, panna złośnica. Natomiast Iness (tak to się piszę?:) ) bardzo mi się podoba. Cóż, pierwsze dni to zawsze rozbujanie się, zawsze ku temu służy. Jestem ciekawa jak rozwinie się sytuacja i życzę pomyślności w pisaniu dalej :)
    Ucałowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię ;*
      Ines jest rzeczywiście postacią nieco inną niż pozostali Ślizgoni, przez co wydaje się... wyobcowana? Dziwna? Ja w sumie także ją polubiłam, jest taka pełna spokoju. To ona zawsze łagodzi konflikty między Chiarą a innymi uczniami :>
      Ściskam,

      Usuń